Białaczka limfoblastyczna
Historia oczami Mii
Cześć, mam na imię Mia. Jestem 3-letnią dziewczynką, która musi stawić czoła ciężkiej chorobie.
Na początku tego roku zaczęłam chorować. Lekarze zdiagnozowali u mnie zapalenie węzłów chłonnych i stawów. Badało mnie 3 różnych lekarzy i żaden nie chciał wierzyć mojej mamie, gdy mówiła, że to nowotwór. Lekarz twierdził, że na siłę wmawia mi choroby, lecz mimo to mama umówiła prywatną wizytę u pediatry onkologa. Niestety nie zdążyłam na nią dojechać.
17 marca wszystko się zmieniło. Wieczorem leżałam w łóżku rodziców i poprosiłam tatę, by mnie przytulił, a następnie mamę, ale ona wstała i powiedziała: „ ona się z nami żegna”. Mama kazała mojej 18-letniej siostrze szybko mnie ubrać i sama także zaczęła przygotowywać się do wyjścia. Tata mówił, że przesadza, bo przecież nic mi nie jest. Wyglądam normalnie, oddycham dobrze, ale moja mama nie dała za wygraną i dla świętego spokoju tata pojechał z nami.
Najpierw pojechaliśmy na nocną pomoc. Tam nie chciałam dać się zbadać, krzyczałam. Lekarz stwierdził, że jest to zapalenie gardła i górnych dróg oddechowych. Tu już mój tatuś powiedział, że nie jest to dobra diagnoza, że mam dziwne oczy i że coś jest nie tak. Chcieli dać mi antybiotyk, ale mama powiedziała, że potrzebne jest skierowanie na oddział. Lekarz nie był zadowolony, ale je wystawił. Od razu pojechaliśmy na ul. Sporną do szpitala. Cały czas krzyczałam i płakałam, chciałam do domu.
Na izbie przyjęć podeszła do nas pani pielęgniarka i stwierdziła, że chyba mam cukrzycę i zaprosiła mnie na badanie cukru do sali zabiegowej. Tu moje ciało nagle zaczęło się poddawać. Konieczna stała się natychmiastowa reanimacja. Mama cały czas stała przy mnie. Podczas intubacji zachłysnęłam się wymiotami i uszkodzono mi krtań. Na skutek zachłyśnięcia dostałam ciężkiego zapalenia płuc. Okazało się, że antybiotyk, który przyjmowałam, osłabił mój organizm, a leczenie nim było błędne. Lekarze postawili diagnozę - białaczka limfoblastyczna.
Już od marca przebywam w szpitalu. Długo byłam w śpiączce, a chemioterapia, choć konieczna, sprawia wiele trudności mojemu małemu ciałku. Obecnie wciąż potrzebuję leczenia, a przede mną jeszcze długa droga. Potrzebuję również rehabilitacji i sprzętu, które pomogą mi powrócić do sprawności.
Wystąpiło u mnie kilka powikłań. Mam rurkę tracheostomijną w krtani, ponieważ miałam nacieki i zrosty, prawdopodobnie po intubacji. Pani doktor pobrała wycinki do biopsji. Na szczęście badanie nic nie wykazało. Moje serduszko też ucierpiało – mam kardiomiopatię rozstrzeniową. Przeszłam również sepsę i infekcję gronkowcem.
Dalej walczę i nie planuję się poddać. Mama i tata bardzo mnie wspierają. Mama mówi, że jest ze mnie dumna i że jestem jej małym bohaterem, bo dzielnie znoszę wszystko. Bardzo chcę być zdrowa, chcę biegać jak kiedyś, chciałabym mieć pieska. Mam jeszcze wiele marzeń do spełnienia...
Mama mówi, że jestem dzieckiem elektroniki, bo lubię grać jak mój tata. Lubię też autka i zabawy nimi. Pan rehabilitant z „Krwinki” mówi, że jestem bardzo uparta, bo wykonuje wszystkie ćwiczenia, nawet jak mi nie wychodzi próbuje dalej. Bardzo chciałabym nie mieć już rurki w krtani, bo trochę przeszkadza, ale nikt w Polsce nie może jej wyleczyć. Wiem, że moi rodzice się nie poddadzą i znajdą sposób, by ją naprawić.
Mia jest jednym z 6 dzieci. Jej rodzeństwo to Justyna (19 lat), Milena (18 lat), Dorian (15 lat), Natalia (6 lat) i najmłodsza Letycja (1 rok).
Przed chorobą Mia była dzieckiem przebojowym, wesołym, była zawsze uśmiechnięta. Lubiła pomagać w kuchni i piec ciasta z tatą. Choroba spowodowała, że zawalił nam się świat. Mimo wszystko staramy się złożyć go w całość.
*Wypowiedzi Rodziców Mii zaznaczone zostały kolorem i kursywą.
Możesz zrobić imienny przelew internetowy na rzecz Mii, kierując wpłatę z dopiskiem: Mia Olczyk na konto PKO BP nr 33 1440 1231 0000 0000 0184 1262.
Możesz przekazać darowiznę na rzecz Mii teraz, klikając przycisk: WESPRZYJ >